1. Absynt
Heja!!! Kopę czasu, dziewczyny :DDD
Skoro gadamy o szczęśliwych pożegnaniach, to się dołożę - wracam z Erasmusa i wreszcie opuściłam ten nieszczęsny pokój, w którym gnieździłam się przez 5 miesięcy z dwoma współlokatorkami. Tak - mieszkałyśmy w trzy osoby w pojedynczym pokoju. Trzy łóżka, trzy stoliki, kanapa i aneks kuchenny. Jedyne miejsce, w którym można było dostać odrobinę prywatności to była łazienka, ale nawet i tam nie pośpiewasz sobie pod prysznicem na przykład, bo drzwi, chociaż ważyły chyba z tonę, nie były wcale dźwiękoszczelne.
Najśmieszniejsze jest to, że to był akademik prywatnej uczelni, za który buliłyśmy miliony monet - i wyglądał rzeczywiście bardzo nowocześnie i imponująco - ale wystarczyło w nim chwilę pomieszkać i już było widać, że cały budżet poszedł w wygląd, a na funkcjonalność "nie starczyło". Piszę w cudzysłowie, bo wynajęcie całego mieszkania w centrum z trzema pokojami kosztowałoby nas 200 euro miesięcznie taniej niż wychodziło nas za ten pojedynczy duży pokój. Szalone jest też to, że jak się bierze współlokatorów, to zazwyczaj po to, żeby oszczędzić pieniądze, a tymczasem tam płaciło się tyle samo niezależnie od tego, czy mieszkało się w trzy osoby czy samemu.
A my wcześniej nawet nie miałyśmy pojęcia, że pchamy się na uczelnię prywatną tak w ogóle XDDDDD Koordynatorka po prostu zaproponowała nam uczelnię, powiedziałyśmy, że spoko i nawet nam coś takiego przez myśl nie przeszło. Wiecie, w jaki sposób się dowiedziałyśmy??? Byłyśmy na wycieczce z innymi Erasmusowcami, jedliśmy se w maczku i jeden koleś tak od niechcenia rzucił "you know that this is a private university?" XDDDDDDDDD
Cyrk.
Ale niestety to nie są jedyne powody, dla których tak bardzo się cieszę, że już tam nie mieszkam.
Otóż, wybaczcie moją ignorancję, ale dotychczas naprawdę byłam przekonana, że ludzie, którzy budzą się jak tylko usłyszą, że sąsiad z innego piętra spuszcza wodę w toalecie, istnieją tylko w bajkach. Ten tekst o sąsiedzie na przykład usłyszałam w "Lękosławie Wiewiórce". Myślałam, że to tylko tak dla komedii. Ale teraz już wiem, że takie osobniki naprawdę są wśród nas, bo miałam okazję mieszkać z takimi dwoma w jednym pokoju przez 5 miesięcy. Jedna z moich współlokatorek jako budzik ustawiała sobie w i b r a c j e, bo od czegokolwiek głośniejszego bolała ją głowa.
Żeby zrozumieć w pełni trudność tej sytuacji, musicie wiedzieć, że każda z nas miała inny zegar biologiczny. Jedna chodziła spać o 23:00 i wstawała bladym świtem, druga budziła się z nią, bo każdy najmniejszy szelest wyrywał ją ze snu, ale wstawała z łóżka później i na końcu byłam ja, certyfikowany nocny marek, który kładzie się spać w środku nocy i budzi się w południe. Zatem tak: Jedna nie pozwalała drugiej spać rano, trzecia nie pozwalała pierwszej i drugiej spać wieczorem.
No a jak po 22:00 - dla mnie to tak z 4 godziny przed zaśnięciem - zrobiłam się głodna, to już musiałam iść spać wygłodniała, bo inaczej tamte wpadłyby w szał. Tutaj kolejna rzecz - nie wiem już kto tutaj jest dziwny: ja czy one - ale one nałogowo wietrzyły okna. Włożyłam coś do mikrofali - tamte otwierają okno na oścież i muszą wywietrzyć. Zagotowałam wodę na jajka - one już nie mogą spać w takich warunkach, okno leci na oścież.
Chcę się pouczyć w nocy? Tyle to mogę, ale one znowu spać nie mogą, bo nawet jak jedna lampka biurkowa się świeci na stoliku po przeciwnej stronie pokoju, zasłoniona od ich strony jak tylko się da, to dla nich i tak za dużo bodźców.
To była po prostu masakra.
Nawet nie wspominając o tym jak to fajnie było dzielić dwa garczki, dwie patelnie i jedną łazienkę na trzy baby.
Czasem realnie bałam się, że prędzej mi zwieracze puszczą niż doczekam się na swoją kolej w łazience, a jak zaplanowałam sobie, że ugotuję sobie mięso z ziemniakami, ale jedna zrobiła sobie w garczku makaron, a druga zupę, no to dla mnie już żaden nie został.
Jaka ja jestem szczęśliwa, że wracam do własnego domu, gdzie mogę jeść, spać i opróżniać pęcherz kiedy chcę i ile chcę, to sobie nawet nie wyobrażacie.