[1] Cień
Dzień dobry ^-^/
idontcare, właśnie niedawno partnera odwodziłam od zamysłu zabrania(?) kota brytyjskiego. Raczej to mieszaniec, bo kto by oddawał kota za darmo albo za 700 zł rasowego. I mówię mu, żeby się zastanowił dobrze, bo znajoma ma takiego kota i ma problemy z oczkami i oddychaniem (tzn. oczka łzawią, etc. normalne przy takich pyszczkach), i żeby zobaczył, że zwierzę to nie tylko przytulanie i głaskanie, ale też kosmiczne wydatki (przynajmniej u mnie, ja mam jakieś fatum do tych rasowych kotów, już 1.000 poszło w zeszłym tygodniu, w tym pewno kolejne 300-500 zł, także super święta szykują się). Mam dość, naprawdę... Jestem spłukana, zmęczona, zestresowana i powoli zastanawiam się, czy nie zawieść kota do rodziców (kocham swojego kota, ale no realia są niestety tragiczne, a obcej osobie bym nie oddała, chociażby nie wiem jak bogaci byli; ale to jest ostateczność), ale nie chcę przerywać obecnie badań, aby zdiagnozowali kota (chociaż z tym też widzę są trudności (: ). Niestety, ale obecnie dla mnie kot to zasysacz pieniędzy, i oczywiście nie mam pretensji do samego kota, ale siebie, że widząc w hodowli kota z zaczerwienionym oczkiem to już jest sygnał by nie kupować, ale jak zobaczyłam jego pyszczek to aż mi go szkoda było. No i teraz mam, najgorzej jak skończy mi się umowa w pracy (do końca grudnia) to nie wiem, co to będzie. Codziennie 3 x dziennie daje mu dwie maści, do tego kapsułka z florą bakteryjną na żołądek, której nienawidzi. I zastrzyk, tutaj jest ma-sa-kra. Nawet nie wiem już, czy z siostrą dobrze mu podajemy. Kot ma dość, my mamy dość. Pani doktor powiedziała, że dostał on najgorszy zastrzyk jaki może mieć (czyli dość głęboko igłę trzeba wbić pod skórę + płyn jest gęsty). Wyobraźcie sobie jak dwie lebiody (jedna ledwo trzyma tego kota, natomiast druga wbija igłę i wciska do dziadostwo). Rok temu w maju musiałam uśpić kota Puszka (też ragdoll), miał 4 lata i miesiąc, bo miał chłonkopiersie. Kobieta wręcz wymusiła ze mnie, aby wydać 850 zł na badanie klatki piersiowej (gdzie się wprowadza płyn i robi prześwietlenie, ale idąc logicznie, skoro kotu bardzo szybko dostaje się płyn do płuc, to jak można jeszcze dodawać mu innego płynu do ciała?). I jeszcze tego samego dnia, co zrobiło się badanie (minęła noc, przyjechałam odebrać go), musiałam uśpić kota, bo się dusił, w sensie topił w sumie we własnym płynie. Kolejny kot - kolejny raz chory - kolejny raz obawy, że powtórzy się to, że nawet ten kot roku nie dożyje (ma 8 miesięcy i problemy z odpornością).
Wybaczcie, musiałam z siebie wyrzucić tą frustrację...
Ostatnio zmieniony przez Renissance (28-11-2022 o 09h03)