Okej, opowiadanie skończone! Enjoy! (ノ◕ヮ◕)ノ*.✧
Zza grobu
W lesie ćwierkały ptaki, czuć również było świeżo skoszoną trawę, a zielone już drzewa łagodnie kołysały się, jakby tańcząc z fruwającymi pomiędzy gałęziami motylami. Na niewielkim rozrzedzeniu leżała Anatea. Przeciągając się, rozpięła nogi najdalej jak to było możliwe i spojrzała w górę na wyłaniające się zza gęstych koron bezchmurne niebo. W tej chwili była najszczęśliwszą osobą na świecie. Miała ukochanego, psa oraz niewielki domek na obrzeżach lasu, od którego dziesięciominutowy spacer doprowadzał do pięknego miejsca w którym się właśnie znajdowała. Był to teren w którym mogła się wyciszyć, zapominając o wszystkich problemach, które były jednak nieliczne i trywialne. Z zamyślenia wyrwał ją mocniejszy podmuch wiatru. Westchnęła głęboko, po czym przeciągnęła się raz jeszcze i wstała - najwyższy czas już wracać. Otrzepała spodnie oraz koszulę, po czym rozczochrała włosy, upewniając się, że nie zaplątał się w nie liść czy płatek jednego z licznych dzikich kwiatów. Nie spoglądając się za siebie, powolnym krokiem ruszyła w stronę domu. Znała tą drogę tak dobrze, iż mogłaby wrócić nią do miejsca zamieszkania z zamkniętymi oczami, dziś jednak w lesie było coś obcego. Przechadzając się, zauważyła wiele złamanych gałęzi i konarów młodszych drzew, jak również gdzieniegdzie przydeptaną trawę i zerwany mech. Te odkrycia nie wzbudziły w niej jednak żadnych instynktów czy niepokoju - w końcu las pełen był różnego gatunku zwierząt, które od czasu do czasu zawadzały o gałęzie i deptały po trawie. Niezmartwiona więc niczym, z każdym krokiem zbliżała się do celu w stopniowo zapadającej ciszy. Nagle, ze strony w którą zmierzała rozległ się mrożący krew w żyłach wrzask. W jednej chwili ogarnęła ją fala paraliżującego strachu, wkrótce potem jej głowa wypełniła się czarnymi scenariuszami. Co jeśli krzyk miał swoje źródło w jej domu? A jeśli coś stało się jej ukochanemu? Co z psem? Natychmiast otrząsnęła się z oszołomienia i potykając się zaczęła biec w stronę domu - była już na ostatniej prostej. Musiała jeszcze tylko ominąć pozostałości po wiekowej chałupie, dwie splecione sosny, skręcić w lewo... Dotarła! Zadyszana, podeszła z ostrożnością do wejścia i złapała za klamkę. Drzwi otworzyły się przed nią, przerywając zabójczą ciszę swoim skrzypieniem. Ciszę? Tak, było za cicho. Nikt do niej nie wołał, nikt nie podbiegał, nie słychać było szczekania jej psa. Z narastającym niepokojem ruszyła w stronę salonu. To, co w nim zobaczyła przekraczało jej najgorsze przypuszczenia. Na samym środku stała odrażająca, wielka istota ociekająca śliną i krwią. Wśród gęstego futra w okolicy miejsca znajdowania się szyi, pobłyskiwała metalowa obroża od której odchodził gruby łańcuch, którego koniec znajdował się w rękach zamaskowanej postaci. Stworzenie zdawało się być zajęte czymś, co miało w pysku, nie zauważyło więc kobiety. Przerażona, spojrzała na to, czym zaabsorbowany był potwór. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia i rozpaczy. W pysku bestii znajdowały się szczątki jej ukochanego psa. Zszokowana, spojrzała na zamaskowaną postać, która również wydawała się być czymś zajęta. Ostatnia resztka nadziei prysła. Nieznajomy dłubał długim, zakrzywionym ostrzem w czymś, co kiedyś było ciałem jej ukochanego. Teraz bowiem nie miało ono nogi, a obydwie ręce były wygięte w nienaturalny sposób. Zrozpaczona Anatea krzyknęła w bólu. Natychmiast zwróciło to uwagę intruzów. W jednej chwili, kobieta poczuła ostry ból w boku, zobaczyła krew, a przed jej oczami pojawiły się mroczki. Nie, nie mogła umrzeć. Nie w ten sposób. W jednej chwili wybiegła z domu, nie zważając na obrażenia. Musiała przeżyć. Za sobą usłyszała przytłumiony krzyk i gwałtowne warknięcie. Nie obróciła się. Wiedziała, że musi jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Instynktownie pomyślała o zabytkowej chatce, którą mijała już tyle razy. Znała drogę bardzo dobrze, miała więc przewagę terenu. Za sobą słyszała odgłosy łamanych gałęzi i głos, który co chwilę pokrzykiwał coś niezrozumiałego. Ze łzami w oczach dotarła do chatki i zatrzasnęła drzwi. Co teraz? Czy znajdą ją tu? Jak stąd wyjść? Co zrobić? Takie pytania przebiegały przez jej głowę, jednak nie na długo. Chwilę później usłyszała jeszcze jeden krzyk, po czym ku jej przerażeniu, bestia przełamała się przez ścianę i stała teraz na przeciw niej, blokując wszelkie drogi ucieczki. Do nosa Anatei dochodził metaliczny zapach jej własnej krwi zmieszanej z potem i parszywy oddech potwora, który właśnie pożywił się jej ukochanym zwierzakiem. Roztrzęsiona kobieta rozejrzała się po chatce w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć jej za broń, jednak zarośnięta chatka nie posiadała nic oprócz rozkładających się desek. Jej umysł pracował jak jeszcze nigdy dotąd, jeszcze się nie poddała. Co robić? Jak przeżyć? Nie znalazła w swojej głowie odpowiedzi na te pytania. W jednej chwili, bestia złapała ją za kark i uniosła, trząsając nią niczym zabawką. Ból był nie do zniesienia, jednak kobieta nie była w stanie wydać z siebie żadnego odgłosu. Miała wrażenie, że jej gardło stanęło w płomieniach, a ona nie mogła ich ugasić. Wreszcie, stworzenie upuściło jej bezwładne ciało na mokrą od krwi swej ofiary podłogę i już otwierało pysk by zatopić swe kły w drugim posiłku tego dnia, jednak przerwał mu odzew właściciela, który wołał potwora z oddali. Kreatura rzuciła ostatnie spojrzenie na dogorywające zwłoki. Dla kobiety nie było już ratunku.
Czy to był jej koniec? Nie, nie mogła na to pozwolić. Musiała się zemścić, odpłacić za ten ból, za to cierpienie. Nie mogła pogodzić się ze swoim końcem, jej bezwładne ciało frustrowało ją, jednak nie mogła nic zrobić - umierała.
Nagle, jakby z oddali, usłyszała głos:
-Czy chcesz żyć? - spytał.
"Tak" - Anatea odpowiedziała w myślach. Nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Zapadła głucha cisza, która sprawiła, że kobieta spanikowała. Co jeśli to była jej jedyna szansa na życie? Czy było to w ogóle możliwe? Czy jedyna potencjalna nadzieja właśnie przepadła?
-Czy chcesz żyć? - powtórzył znienacka głos.
Anatea wydobyła z siebie pomruk. "Tak", "Tak" - powtarzała raz po raz. Usłysz! Zrozum! Proszę! Proszę!
-Czy pragniesz zemsty?
W kobiecie rozpaliła się wściekłość. Pragnęła zemsty. Pragnęła jej tak, jak spragniony łaknie wody.
-Oddaj mi swoją duszę. Wtedy przywrócę ci życie - zaproponował głos.
Kobieta mruknęła raz jeszcze. Zgodziła się. Nic oprócz zemsty nie miało już dla niej żadnego znaczenia. Gdy zasmakuje słodkiej zemsty, będzie spełniona, nie będzie potrzebowała niczego więcej.
Następnym, co poczuła był powiew świeżego, delikatnego wiatru na sklejoną jej własną krwią skórze oraz niegdyś czarne, a teraz szare włosy. Na jej ustach nie było już uśmiechu, bowiem nie przyszła do żywych by się śmiać, ale by siać postrach, by odpłacić za jej krzywdę. Przyszła po zemstę.
//Agami, świetne opowiadanie, dziękuję Ci bardzo! (´w`ʃ♡ƪ)
Anatea, no to się bardzo cieszę że Ci się podoba :> Chciałam zrobić jeszcze bardziej gore, ale pomyślałam, że z Twojej perspektywy byłoby to dość brutalne. No, a poza tym to nie każdy lubi -v-
Ostatnio zmieniony przez Dimitri (11-04-2022 o 14h29)