Spoiler (kliknij, aby zobaczyć)
Urodzinowe toasty wciąż szumiały jej w głowie. Rozgrzewały krew nie mniej niż bieg przez wysoką trawę.
Grupka przyjaciółek, roześmianych jak i ona, tworzyła klucz barwnych cieni- z nią pośrodku, odznaczającą się urodzinową czerwienią.
"Sto lat, sto lat. Te urodziny masz tylko raz!
Pora mieć życzenie, póki na to czas!
Prezent, ukochana, damy Ci w tę noc...
Dorosłaś, zasłużyłaś- na Grzybowy Krąg...!"
Chórek głosów przerywany śmiechem nie był niespodzianką dla okolicznej ludności. Tu była to już tradycja: na progu dorosłości przyjaciele odnajdywali dla panny tajemniczy, Grzybowy Krąg.
Teraz jednak było inaczej! Przecież chodziło o szlachetnie urodzoną Artem!...
Brakowało jej tchu, kiedy towarzyszki przyprowadziły ją na miejsce. Była wdzięczna i za chłodny wiatr i za ciemność. Jeden studził rozgrzaną skórę a druga skrywała rumieńce- efekt wysiłku, emocji i toastów.
Oto i on...! Znalazły Krąg, specjalnie dla niej.
- Wasza wysokość... - skłoniła się teatralnie jedna z przyjaciółek tak głęboko, że jeszcze trochę a upadłaby nosem w trawę. Podtrzymały ją koleżanki, wieńcząc to kolejną salwą śmiechu.
Och, uwielbiała je wszystkie, tę noc też uwielbiała! I nie mogła się doczekać, co pokaże jej Krąg. Odpowiadając na głęboki pokłon, Artem wyprostowała się dumnie.
- Korzystając z magicznej pory, gdy jeden dzień ustępuje drugiemu...- zaczęła, idąc możliwie majestatycznie wśród gęstniejącego mroku. - ... Podpiszę się pod tradycją przypisaną do mego wieku. A Wy, moja świta, będziecie pierwszymi, które dowiedzą się, co zwiastuje dla mnie przyszłość!
Krok za krokiem, by wreszcie przestąpić ostrożnie barierę połyskujących lekko grzybów.
Aż dziwne, że tu noc była taka sama jak po drugiej stronie. Towarzyszki, które trzymając się za ręce zawirowały wokół kręgu nadal śmiały się znajomo. I księżyc wysoko na niebie- świecił tak samo.
Ale, no właśnie! Przecież już pora...
Artem zasłoniła oczy i zakręciła się w stronę przeciwną niż towarzyszki.
Teraz donośniej słyszała własny oddech i szelest bosych stóp na trawie.
"Sto lat, sto lat. Te urodziny masz tylko raz!
Pora mieć życzenie, póki na to czas!
"Sto lat, sto lat. Te urodziny masz tylko raz!
Pora mieć życzenie, póki na to czas!
Š̵͎̖̳͎̤͇͇̎̿̔͐͝t̵̯̃́͛̉ơ̶̡͖͈͈͙͈͚̗̣̔̀̊̿̾̄̀ ̴̪̹̥̦͕̈́̊͌͐̈́ļ̸̪͇̥̯͚͉̦̦̿̍ä̸̞̦̝̘̠̩̪̂́͛̊̔̇̚̚͠t̴̮̥̱̤̩́ͅͅ,̶̧̧͇̟̈́͂̓̊͘͝ ̵̟̱̒͒͆͐̃̌̕̚͝s̶͙̰̥̣͓̪͚͊̈ͅţ̷̟̞̫͚͎̋̈́͒̽̔͆̈́ͅŏ̷͖͙̈́́̄̓̅͌̊̒̚ ̶̧̭̿̉͗̊̏̑̊ļ̴̰̦̭̰̤͇̞̅͆á̷̟͚̪͖͍͊͌͂̑̐͘t̵͇̦̣͓̊͘ͅ.̶̧̧͉̙͎̤̥̟͍͆͆̊̈́̑ ̶̹̋̈́̾͊̔T̵̤̭͚̣͛̚ͅe̸̢͑̀̉́́̂̔́͝ ̵̙̠̼͚͙̰̦̖̼̈́͒̓̓̋̕ȗ̸̧̬̙́̓̉̈͐͐̚r̸͕̟̞̍̉̀̈̕͘ơ̶̧̨̡͙̟͉̟̟͎̈́̅̈́͝d̷͚̞͖̣̺̙̝̟͕̀̈̉̓̆̇̽̓̉z̶͕̟̱̭̳̳͉̔̈́̅̌͌̾̚͜͠ỉ̷̠̟͉̼̙̜͎̱̔͑͑̂̎̈́͐͂̈͜n̷̟̯͔̾̂̋̄y̵̢̰̲͇͖̖͕̝̅̃̈́͘ ̷͕̘̟̖́ḿ̸̢̳̖͔͖̈́̋͜͝a̶̛̳͓̝͐̾̓̆͂̈́s̴̡̳̲̞͍̭̥̹̖͔̒̈́z̵̨̡̯̲̗͚̝̋̉̄ ̵̱̳̜̥̞͉͂͂̀̒͜͝t̸͈̘̒̾̉͆́̀͑́̓̐͜y̴̧̟͋͋͌́̓̌l̴̛͇̣̩͔̖̘̖͊̍̋̈́́̆̅̆͂k̶͓̘͉̩̻̜̱̎̿̈́ȱ̵̼̺͍̦̣̫͙͕͙̿̃̊̋̔̕͜ ̸͍͎͛̅̍͘ͅr̷̨̹͉̟̼̯͈̆͐́̀̓̒͐̈́͝a̴̠͇̜̦͇̦̔͒z̸̟̼̜̗̯̀̎͆̆͐́͝!̴̛̺̥̯̭̹̩̲͊͑͋̊́͗̀͝
̴̧̝̓̉͌̚̕͠P̶̧̹̫͕̖̞̳͙͙̯̉͛̇̍̕ơ̴̜̭̪̩̄́́͆̽͛̈́͝r̴̪̽̊ą̷̛̙̞̞̻̤̮̫̻̌̓͌̂͛ͅ ̴̛̛͍̌̀̊͌ṃ̴̛̎̇͒̇͋͌̕i̸̡̺̍̒̆̽̊̐̉̓̊͜e̷̡̢̞̤̲̮͕̮̰̓͋̈̕ć̵̨͚͂̐ ̸̛̞̥̻̦̮̍̿̈́̅̑͝͠ż̶̛͖͈͕̦̞̋̈̎̎͛̑̚͠͠ȳ̴̛̝̗̻̲͙̬̰̄̆́̅̚̚ç̸̗̮͇̬̖̳̗͎̼̐̕ź̷̫̍̋̓̒͑͐̐̚͠é̷͚̥͈̈́̇̀̈̋̌̍n̶̘̗͎̤͍͔̜̩͓̤̽͒̂̆̚i̶̩̞͒̈́̏͑͝ẻ̸̛̝̈́̄͝͠,̴̦̥̹͓̟̻̥̱͆̿͛̒͘̚͝ ̶̨̡̢̻̯͈̹̞̫̹͒̿̎p̶͎͉̠̺̩͐̇͗̎͒̀̾͠ọ̶̘́͂̽̈́k̷͈͔͔̲̲̑̿͝ͅi̴͓͌͗́̍̅̂͝ͅ ̸̡̘̖̺̪͈͂͌̍̂̉̏̓̆̚ň̸͎̖̝̻ͅà̶̺ ̴̼̬̗̮͙͍͖̦̄̊̓̏̈́͜͝ţ̵̨̟̣̫͈̺͎͛͜o̵̦̞͖̒͐͌ ̷͇̘̦̈́̀̏͆̕͝c̵̖̅̌̾z̴̩̤̩̭̝̜̘̻͔̬̀̎a̷̲̩͙̰̤͌͌͒͐̐̑̚ͅš̶̗͓̞̟̐̀̎̍̿͠!̵̧̳͔̫͌̐̔͜
To chyba jednak nie był najlepszy pomysł. Żołądek zacisnął się nieprzyjemnie, a miły dotąd szumek w głowie ustąpił wrażeniu zagubienia. Ciemność pod powiekami mieniła się teraz niespokojnie. Odetchnęła, by krzyknąć i...!
Otworzyła oczy. Przed nią stała nieznana jej postać, która przykucnęła, i pocałowała ją w czoło. Ból był potworny, a zarazem przyjemny. Czuła że coś jest nie tak, że coś się dzieje z jej ciałem...
Nie.
Chwila.
Przecież znała tę postać.
Mężczyzna, przewrotnie nazywany Klucznikiem, podtrzymywał ją.
Ból, który czuła, był protestem ciała przez przekroczeniem bariery: bariery pomiędzy znanym jej światem, a Dworem Sidhe.
Skądinąd znane wrażenie otaczającej magii, teraz szczypało skórę, jak setki igieł. Ale nie miało jej to atakować, a raczej... zaszczepić pierwiastek magii? Sprawdzić ją, zbadać, na ile ta nowa postać zmieści się w ramach innej rzeczywistości.
Była wdzięczna, że wąskie, ale pewne ramiona Klucznika przeprowadziły ją przez ten proces możliwie spokojnie.
Jeśli to sen, okazał się dla niej przewrotnie łaskawy.
Choć, jak o tym pomyśleć- chyba nadal nie ułożył się w sprecyzowany sposób? Miała wrażenie, że rzeczy na granicy pola widzenia falują, czasem kurczą się. Czy tak powinno być?
Spokojny oddech Klucznika, kiedy łagodnie postawił ją na ziemi, był kotwicą rzeczywistości. Bo przecież oto na ścianach były zakurzone portrety kolejnych niesamowitych władców Dworu! Wysoki rogaty mężczyzna w płaszczu z piór. Niepozorna kobieta o przenikliwym spojrzeniu trójkolorowych tęczówek, którą kryła woalka pajęczyn. Wszyscy piękni, tak niesamowicie piękni, że trudno było uwierzyć- da się tak kogoś namalować?...
Artem popatrzyła na Klucznika: żywy dowód, jak wierna oryginałowi potrafi być sztuka. Blady, o oczach jak srebrne monety. Zimnych i samotnych jak odległy księżyc.
- Wszyscy jesteście tak piękni...? - spytała.
- Pani, to Ty jesteś piękna. - odpowiedział, skłaniając się jej, a jego jasne włosy rozsypały się na ramionach jak płaszcz. - Nie wiem, co niesie Ci ta wróżba, pozwól, że pokażę Ci co przyniesie noc, której jesteś Kwiatem.
Klucznik zaoferował jej swoje ramię. Ujęła je mimowolnie, a mężczyzna poprowadził ją do drzwi, okutych żelaznymi sztabami.
Niewzruszone dotąd powietrze zamigotało drobinkami kurzu.
- Dziwna ta wróżba. - powiedziała. - Czy to Dwór...? TEN Dwór? I co to znaczy dla mnie?
- To jest Dwór, był nim, a także może nim być. Powiedz, chciałabyś, by nim był?...
Zrozumiała bez podpowiedzi. Tak...! Tak, po stokroć tak. Jej przyszłość czekała- o krok! Wysunęła się z uścisku Klucznika, pchnęła skrzydła drzwi i...
Oto był.
Zaklęty ogród Dworu Sidhe. Czy to on już od progu tętnił niespokojnie, czy to jednak puls młodej Artem? Drzewa o migotliwych owocach. Ciemne, odległe sklepienie rozświetlały krople złota: czy to świetliki czy dalekie postacie wróżek? Ich dziwne światło tworzyło łuk podobny do zorzy, niesamowity, prawie przezroczysty kolaż.
W świetle skrzył się szmaragdami gęsty bluszcz na altanie. Pod jej upstrzonym nieznanymi ziołami dachem: fontanna w kształcie kelpie! Z jego pyska płynęła woda- ideał wody...! Mieniła się magicznie, jak najdroższe tkaniny, jakie kiedykolwiek widziała Artem.
Zbiegła po kilku kamiennych stopniach do tej wróżby bogactwa i przepychu! Mogła tańczyć wśród tego, pewna, że nocy nie starczy by obejrzeć wszystko.
Brakowało tylko... tylko...
- ... Gdzie są róże? - rzuciła, rozglądając się.
Fakt, wśród wszystkich ozdób zaklętego ogrodu- nie było kwiatów. Ostatniego muru obrony dworu, który wedle legend miał ożyć i pozbyć się każdego, kłując, tnąc, dusząc.
- Róże... umierają, ale nie są martwe. - odparł Klucznik. Pozostał na schodach, jakby bał się skalać stopą ciemną trawę. - Nie pozostało nam wiele Magii, mój Kwiecie.
Teraz, gdy wiedziała czego szukać: wypatrzyła je. Ciemne pąki delikatne jak papier. Tu, pod kryształowym stolikiem, oplatające fontannę, u stóp schodów, pędami zwieszone z kolumn... Widziała też kolce: maleńkie jak u kwiatów, które znała, aż do takich wielkości sztyletów. Pułapki pod zasuszonymi liśćmi... Ale to nie ich widok sprawił, że zabolało ją serce.
Róże ogrodu u progu śmierci. Prawie ich nie zauważyła wśród tego piękna.
- Co znaczy ta wróżba? - powtórzyła Artem już bez uśmiechu.
- Może to, że oczekując wiele, czasem musimy wiele poświęcić... - odpowiedział Klucznik stoją u drzwi.
Nim zahipnotyzowana widokiem Artem pogładziła kwiaty, nim zauważyła niespiesznie ruszające się pędy: cofnął się w głąb Dworu. Zamknął za sobą drzwi, nim ożywione obecnością ofiary, róże pożywiły się Kwiatem tej nocy.