Jako osoba szczupła odnoszę wrażenie, że sieciówki przyjęły, że większe obwody stały się już normą i dostosowują rozmiarówkę pod tyjące społeczeństwo. Coraz ciężej kupić mi cokolwiek w galerii albo w internecie, bo wszystko na mnie wisi. W liceum nosiłam rozmiar 36, a miałam jeszcze figurę dziewczynki - byłam szczupła i bez krągłości. Po tych 6-7 latach (gdzie w międzyczasie nabrałam krągłości i przytyłam kilka kg) sięgam po rozmiar 34 albo w ogóle ląduję na dziale dziecięcym.
Nie powiem czy to dobrze czy źle, można podpiąć to pod dwa obozy. Ale według mnie to nie jest wyraz akceptacji ciała w każdym rozmiarze, bo z kolei na drugi plan zeszły osoby zdrowe, o właściwych proporcjach, a w myśl idei o kochaniu swojego ciała nie powinno nam robić różnicy czy nosimy rozmiar 36 czy 40. Myślę, że to raczej normalizowanie tego, że nasze społeczeństwo jest coraz grubsze, i udawanie że nic się nie dzieje. Zmienimy rozmiarówkę, niech osoby, które powoli zaczynają mieć problemy z wagą kupują rozmiary 36-38 i uważają że wszystko jest ok. Za kilka lat powiemy, że otyłość też jest ok, bo przecież nosisz rozmiar 34.
Oczywiście ja tu generalizuję, nie to, że wmawiam wam że jak nosicie rozmiar 36 to już jesteście w moich oczach grube XD Nie chcę żeby ktoś to tak odebrał. Ale może zwróciłyście uwagę na taką tendencję w zaniżaniu rozmiarówki? Mnie to już doprowadza do szału, w tym roku kupiłam sobie tylko spódniczkę w sinsay i sukienkę w mohito i to tylko dlatego, że mają tam rozmiary 32.