Odcinek przeszłam praktycznie wczoraj w nocy. W sumie nawet mi się podobał, ale tak od początku:
Lance mówi Gardzi, że ona i Mat to jedyne przypadki, kiedy ludzie przeszli do Eldki... To ja się pytam skąd niby Ci ludzie, którzy tak zagrażali straży w TO, a których ofc nie widzieliśmy, że trzeba było dziewczynie eliksir podać? Jak to wyjaśnią? Bo niby coś tam bąkać zaczęli, że coś się kiedyś zdarzyło, ale co? Znów nasza postać została potraktowana jak dzieciak i nie dowiedziała się nic.
Motyw z tym, ile to musiał wybulić Mati za swój płaszcz mnie nie śmieszy jakoś... I widzę to z goła inaczej. Podczas gdy masa ludzi ledwo mająca te kilka koła na koncie musiała w pierwszej minucie wywalić 1300 na strój, to taki cios poniżej pasa, że aż boli, a to "a mogłaś zapłacić 4 razy tyle!" trąci mi takim kijowym usprawiedliwianiem zdzierstwa :') Doceniam jednak tekst Koori na temat ratowania świata, bo śmiechłam lekko.
Motyw kamieni, którym nieco usprawiedliwia się zachowanie Koori, choć niby nie do końca, jest całkiem ok. Znów pokazało to jednak, że Gardzie, choć jest niby legendą chodzącą, bohaterką, zbawczynią i kij wie czym jeszcze, jest traktowana jak dzieciak, który nie musi o wszystkim wiedzieć. Mam nadzieję, że Nev jak obiecał, tak zrobi i jakoś to rozwiążą, żeby następnym razem wszyscy wiedzieli, że ktoś ma w kieszeni granaty czy inne "lepiej mnie teraz nie klep po tyłu, bo urwie ci rękę".
Mega podobało mi się to, że podczas marszu mogłam wybrać Gardzi tekst spod znaku: zostawcie mnie tu, żebym zdechła! Doceniam bardzo, bo akurat zdychanie, umieranie, wyjazd zewsząd kopytami do przodu i inne nieście mnie, to jej specjalność i Ewcia nam już pewnie zamontowała drzwi obrotowe w przychodni, skoro Gard jest wśród "żywych" xD
Lot na smoku był naprawdę ciekawy, fajnie opisany i szczerze kocham entuzjazm Matiego. Szczególnie, że znów to on przełamał nam tę banieczkę bolesnych wspomnień. No i wreszcie nieco uaktywnił się Leif i coś tam jednak Gardzi tłumaczy odnośnie tego, jak potencjalnie mogą działać jej moce. No i w sumie podoba mi się to, że nikt nie jest eangelem czy daemonem od tak i na stałe, a zależy to od tego jakie emocje tam nami miotają.
Tenjin to taki gnój, na jakiego wygląda. Wredny, agresywny cham, który traktuje Koori jak przedmiot. Cieszę się, że dostał łupnia i przypaliło mu się futerko, kiedy jego ogień odbił się od mojej bariery. Mam nadzieję, że został łysy i uszy mu odpadną. Za jego designem nie przepadam, ale to i lepiej, bo przynajmniej nienawidzę całości i lałabym jak świeże żyto. No i wreszcie mamy dobrze opisane moce Gard. To, jak się biorą, skąd, jak działają. Nareszcie coś, czego brakowało w TO, bo opisy były tam szczątkowe i chaotyczne.
Kolejna rzecz, która mega mi się podoba, to to, że mogłam się wtrącić między Leifa i Nevrę. Zwyczajnie jest to to, co zrobiłabym ja osobiście (no może z tym wyjątkiem, że ode mnie obaj walczący dostaliby po "szczale" na opamiętanie). Jeżeli jest coś, co zawsze mnie wkurza, to jest to chamstwo. Takie czyste chamstwo, które sprawia, ze jeden z drugim nie potrafią się dogadać, zrozumieć, tylko stoją przy swoim, jak osły. Poczucie pewnej wspólnoty jest dla mnie ważne bardzo, a jeżeli tam mają drużynę, to się zachowywać jak drużyna, a nie jechać jeden po drugim dla zasady samego jechania.
Wnętrze wieżowca też bardzo mi się podoba, aczkolwiek ten prąd mnie mocno zastanawia. Skąd tam jest? Czy to faktycznie maana go pobudza? Czy może połączenie ze światem ludzi nie jest tak do końca zerwane w tym miejscu? Wyjaśnią nam to czy znów pominą wątek? Największym hitem jest jednak to, że Gardzie, ponoć taka studentka i w ogóle nie potrafiła choć w minimalnym stopniu wyjaśnić, jak działa prąd xD choćby zwykłe bla bla bla, że elektrownie, że gromadzenie energii czy głupie nawiązania do elektrostatyki, skoro już walnęła o tych piorunach. W której to klasie podstawówki człowiek uczył się o pogodzie, a w tym i powstawaniu piorunów, jako wyładowania spowodowanego tarciem w masach powietrza :')
Ostatnie słowa Koori mnie ujęły tak w sumie i choć czasami mam wrażenie, że jej żarciochy są za bardzo przeciągnięta, tak ten motyw mi się podobał i pozwolił znów nieco bardziej ją polubić. To, jak Mati się o nią martwił, było szczerze urocze.
No i tu drugi omdlały: Leiftan. W sumie to serio mi było chłopa szkoda. Lazł w tych swoich sandałkach przez te zaspy i słowem się nie odezwał, że mu tam już mały paluszek odleciał, a duży już sinieje. A jak już mnie, osobie, która nie lubi typa od pierwszego spotkania praktycznie, która piała srogo, gdy rzucał się na kraty, wyznając Gard miłość, jest go szkoda, to... Bugmuff... zrobiliście coś dobrze! Jestem w szoku! Oby tak dalej.
Ciekawe co znów wyniknie ze snów Gard... Wiadomo, że Ofelia jest wyrocznią, ale jaką odegra rolę? No poczekamy, może zobaczymy.
Spotkanie człowieka też jest fajnym motywem i teraz modlić się, żeby to nie był nikt znajomy Matiemu czy Gardzi, bo jak zrobią świat tak małym, to się załamię. Ciekawe jak wiele to nam wyjaśni... i ile ten człowiek tam siedział sam, skoro ten wieżowiec tam nieco już jest...
Czekam na kolejny odcinek zdecydowanie bardziej niż po tym nieszczęsnym, nudnym 4.
Ostatnio zmieniony przez Arha (17-06-2021 o 10h52)