To historia dla tych, którzy są królami.
Ku przestrodze.
Jego początek był jego końcem.
Nie miał żadnych szans.
Kiedy chwytał długopis w dłoń, jego głowa zapełniała się tysiącem myśli – on jednak potrafił spleść je w całość. Zazdrościli mu; rozumiał świat zupełnie inaczej: widział kolory, których nie dostrzegali, dobierał słowa trafniej, słyszał to, czego nie potrafili. Długopis w jego rękach leżał doskonale, a tekst tworzył najpiękniejszy krajobraz, jaki było widzieć temu światu. Nie wszyscy to potrafią. Ale on nigdy nie był jak wszyscy.
Nikt nie był jak on.
Nikt nie rozumiał.
On wiedział.
Król.
Pewnego dnia odłożył długopis. Nie na dzień czy noc. Mijały dni, tygodnie i miesiące. Niebieskie pióro pokryło się kurzem, a kartki z jego myślami wepchnął głęboko do szuflad. Nie potrafił jednak ich spalić. Długopis, pomimo pozorów, nadal miał zaszczytne miejsce na jego biurku. Zupełnie jakby stanowił jego całość.
Kawałek po kawałku.
Opowiadał o strachu, który wydawał się go opętać. Myśli wylewały się poprzez jego usta. Nie były jednak uporządkowane, piękne czy barwne. Dominowała w nich szarość, ból i przerażenie. Psuł się od środka. Kawałek po kawałku.
Nie wytrzymał.
Pióro leżało w jego dłoni tak dobrze, jak zapamiętał. Tworzył obrazy raz po raz, niemal codziennie wymieniając tusz. Zapełniał każdy zeszyt, który znalazł w swym pokoju. Nic nie mogło go powtrzymać. Nie potrafił się zatrzymać. Nie chciał.
Jego smutny koniec.
Kazali mu przestać, jednak on nie wiedział jak. Nie potrafił zrozumieć złości jego rodziny skierowanej w jego stronę. Nie potrafił zatrzymać łez płynących z policzków jego ukochanego. Nie potrafił przestać pisać. Jego usta pozostawały zamknięte na długo. Nie wiedział, co mówić. Więc przestał – po prostu pisał.
Zabrali mu kartki.
Kartki nigdy nie były mu potrzebne. Szukał po prostu ich zamiennika – wszystkiego, co utrzymałoby na sobie tusz. Rozpoczął pisanie na biurku, krzesłach, wreszcie ścianach. Przepełniało go wreszcie szczęście – otaczały go znajome słowa. Pozostawiał po sobie historię.
Zabrali mu tusz.
Rozpadał się od środka. Kawałek po kawałku. Usychał niczym niepodlewana roślina. Nie mógł pisać. Nikt nie mógł go wysłuchać. Towarzyszyła mu dziwna cisza. Tak obca. Tak samotna. Koszmary przytulały go jak starego przyjaciela. Inni uśmiechali się ciepło, zapewniając że to normalne. Że zaraz wszystko będzie w porządku. Że chłopak przestanie pisać.
Ale on wiedział.
Nikt nie czytał jego historii. Nie była tego warta. Każdy widział w nim szaleńca i diabła.
Nie króla.
Więc znikał kawałek po kawałku. Znikała też jego korona.
Gdy chwytam długopis, przypominam sobie jego wątły uśmiech, gdy mówił mi dobranoc.
Gdy chwytam długopis, przypominam sobie krew na białych ścianach.
Gdy chwytam długopis, przypominam sobie cierpienie.
Pragnął zapisać historię, nie zdążył.
Pragnął przekazać siebie, nie umiał.
Pragnął powiedzieć nam o sobie, zapomniał.
Nie zapomnij mówić.
(Nie zapomnij, jak mówić)
Bądź królem z koroną.
uah, od autora