kolejka trafia do jednej z bajek disneya. uwaga: słabe i nieśmieszne
- Słuchajcie.
Meliah stanęła przed czwórką swoich towarzyszek niedoli i spojrzała na nie z powagą.
- To bardzo ważne. – oznajmiła. Usiadła na jedynym ocalałym krześle w Sali Alchemicznej i zakładając nogę na nogę, oparła się wygodnie na miękkim oparciu. Dziewczyny patrzyły na nią zniecierpliwione, oczekując, aż w końcu zdradzi te ważną informację. Pierwsza nie wytrzymała Mystification.
- Jeśli to nie jest informacja o cudownie znalezionej butelce pitnego miodu, którą Ezarel w przeszłości schował i o niej zapomniał, to nie marnuj naszego czasu. – wetchnęła, poprawiając poły granatowej sukni, która przypadkiem zamoczyła się w wiadrze z wodą.
- Blisko.
- Blisko, powiadasz. – mruknęła Shairan, szorując blat osmolonego po wybuchu mikstury stołu.
– To powiesz nam w końcu, czy będziemy tak na siebie patrzeć w nieskończoność…. – wtrąciła Anatea, wywijając ścierką w powietrzu. Kitsune skinęła głową na znak, że zgadza się z żółtooką, wpatrując się jednocześnie w Meliah. Strażniczka Absyntu zaś uśmiechnęła się złowieszczo. Z niewymuszoną gracją powstała z krzesła i gestem wskazała, by koleżanki poszły za nią.
- Widzicie? Tu jest jakaś skrytka.
Wskazała wystające zza szafy pęknięcie.
- Ściana pierdykła, nic wielkiego. – powiedziała Anatea.
- Na pierwszy rzut oka tak. Pomóżcie mi przesunął szafę, to się przekonamy…
Właściwie wszystko było teraz lepszą perspektywą, niż sprzątanie Sali Alchemicznej po tym, jak doprowadziło się do wybuchu kilku niebezpiecznych mikstur. Biadolący ton Huang Hua i zaciesz Mathieu w akompaniamencie facepalmów Lance’a – w końcu to większość dziewczyn z jego straży narobiło bałaganu – tylko dobił ich nędzną dolę z mopem i ścierą. Znalezienie czegoś za szafą, nawet pęknięcia, wydało się prawie tak ekscytujące, jak wrzucenie Mathieu achtunga do gulaszu.
Z łatwością udało im się przesunąć wadzący mebel. Właściwie nie było to takie trudne, w końcu było ich aż pięć.
- Ha, a nie mówiłam?
Ich oczom ukazała się wbudowana w ścianę skrytka przypominająca sejf. Na ich nieszczęście była zablokowana kłódką.
- No wszystko fajnie. Może i bimber tam będzie nawet, ale zamknięte. Szajs. – westchnęła Myst.
- Może jakiś patykiem… - podsunęła Kitsune.
- Błagam, dziewczyny.
Shairan wysunęła swoje harpie pazury i wsunęła jeden z nich w kłódkę. Zajęło jej to chwilę, ale w końcu zamek zabezpieczenia puścił, a skrytka była gotowa do otwarcia. Z dziecięcą ciekawością odchyliły drzwiczki.
Kołtun kurzu, uwolniony po latach niewoli wypadł na nie z dziką radością. Dziewczyny zakaszlały i zaczęła rękoma rozniecać kłąb, który wkrótce się rozproszył i odsłonił zawartość skrytki.
W samym centrum schowka stała żałośnie wyglądająca flaszka, z podejrzaną zawartością. I nic poza tym.
- Czy to wygląda jak bimber? – zagadnęła Kitsune.
- Nie sądzę, ale jeśli to ma mi ukrócić oglądanie Nevry, to chętnie łyknę. – westchnęła Ana, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Shairan.
- No jak sobie nalejemy do łyżeczki, do dla każdej starczy. – stwierdziła Myst, próbując wyciągnąć flaszkę ze skrytki. - Co za uparte dziadostwo, nie da się.
- Co się nie da.
Meliah przejęła honory i spróbowała wyciągnąć uwięziony bimber, ale flaszka przesuwała się tylko po okręgu. Strażniczka Absyntu puściła naczynie i wpadła w zadumę.
- A może jak będziemy nią kręcić, to ją w końcu przesuniemy do siebie i wyjmiemy?
Kitsune jak powiedziała, tak zrobiła. Zaczęła kręcić butelką w koło, próbując ją przesuwać stopniowo do siebie. I już prawie jej się udało, ale wtedy oślepiło je białe, palące światło i poczuły, jak nogi odrywają im się od podłogi. A potem walnęły boleśnie w posadzkę.
- O mój Rathmo. Co to było. – mruknęła Shairan, jako pierwsza podnosząc leniwy zad do góry. Rozejrzała się uważnie, ale z każdą sekundą bladła coraz bardziej, o ile z jej kolorem skóry było to możliwe do zauważenia. – Heh, wiecie… chyba mamy kłopoty….
- Czy kwatera poszła dymem? – zapytała Kitsune, która powoli też się podnosiła, masując na przemian pośladki i skronie.
- Gorzej…
Zanim dziewczyny pozbierały się z podłogi i otrząsnęły, usłyszały tupot dwóch par nóg. Jedne nerwowo stukotały po ziemi, drugie włóczyły się ociężale.
- BÓL! PANIK! GDZIE WY ZNÓW ŁAZICIE!
Męski głos, najwyraźniej w pełnej furii, rozniósł się echem i niemal wytrącił je z równowagi. Stopy niemal natychmiast panicznie zawróciły, a ich odgłos zniknął w oddali, razem z echem męskiego krzyku.
- Gdzie.. gdzie my jesteśmy?
Kobiety rozejrzały się uważnie, ale zupełnie nie mogły rozpoznać tego miejsca. Brzydko, brudno i ciemno, w dodatku zalatywało stęchlizną. Wokół jakaś dziwna imitacja stołu i krzeseł i przejście, które roztaczało wokół aurę grozy i rozpaczy.
- A-ale panie, słyszeliśmy! T-tam k-toś j-j-jes-stt!
- Tak panie! Słyszałem, jak rozmawiają. Może to mojry?
- DOŚĆ!
Dziewczyny popatrzyły po sobie. Ten sam odgłos stóp ponownie się zbliżał, ale najwyraźniej w towarzystwie krzyczącego wcześniej mężczyzny.
- Też myślicie, że mamy przechlapane? – zapytała Meliah, przełykając ślinę.
- Trzeba wiać, ale gdzie?
Rozejrzały się, szukając możliwości ucieczki. Jedyna opcja wydawała się zbyt niebezpieczna. Zanim zaczęły się zastanawiać nad tajemniczym przejściem o upiornej aurze, stopy coraz głośniej stąpały po posadzce, aż umilkły. Strażniczki niepewnie odwróciły się do tyłu, czując, że to może być ich koniec.
Stał przed nimi wysoki jegomość o bardzo kanciastych rysach twarzy. Oczy miał żółte, nos spiczasty, a zamiast włosów, na jego głowie kłębił się niebieski płomień. Jego szata zdawała się rozlewać po podłodze niczym czarny, rozproszony obłok. Po jego obu stronach stały dwa przedziwne stwory. Jeden wyglądający jak nieugotowany kotlet mielony, drugi przypominał widelec z ułamanym zębem.
Mężczyzna o płonącej na niebiesko głowie wydawał się zdumiony, ale szybko jego wzrok utkwił w białej jak wyprana pościel Shairan. Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd ostrych jak brzytwa zębów.
- Wspaniale, to harpia.
- Skąd wiesz? – mruknęła zainteresowana. Była pewna, że jej kamuflaż działa. Obejrzała się jednak na siebie i zorientowała, że nie działa. Westchnęła żałośnie.
- Nieważne… kim jesteś dziwna imitacjo Ghost Ridera?
- Może lepiej go nie prowokować … -podsunęła Myst.
Mężczyzna chyba nie czuł się sprowokowany. Zbliżył się dziwnie i niebezpiecznie szybko do harpii, jakby pchnięty przez wiatr kłąb chmur i zaczął jej się przyglądać od góry do dołu, w całej okazałości. W końcu przemówił.
- Imię Hades, Pan Umarłych, cześć, jak leci.
Podał jej smukłą dłoń. Shairan pomyślała, że jeśli zdobędą jego zaufanie, może odeśle je do kwatery. Uścisnęła jego dłoń, czując nieprzyjemne dreszcze. I dopiero uświadomiła sobie, z kim na do czynienia. Jej towarzyszki zrozumiały to najwyraźniej przed nią, bo wpatrywały się w nią z niedowierzaniem i konsternacją.
- Hades, no tak. – pacnęła się w głowę. – Shairan, do twych usług, władco Tartaru. – odparowała uroczyście, ale szybko zorientowała się, ze to brzmi głupio.
Hades chyba nie odczuł, żeby to było głupie, bo uśmiechał się złowieszczo, zacierając ręce.
- Moja droga, mam dla ciebie takie małe zadanko…
- Nie wierzę, że dałyśmy się na to namówić. – mruknęła Myst, próbując odsunąć od siebie upierdliwą gałąź krzaka.
- Nie marudź, inaczej nie wrócimy do domu. – odpowiedziała Meliah, strzepując liście z ramienia.
- No nie powiem, komu zachciało się skrytek…
- Przestańcie. – warknęła Anatea, przytomnie ucinając tę sprzeczkę. – Cel nadchodzi. Kitsune, zajmij go czymś, a Ty Shairan przygotuj się do ataku.
Kitsune wysunęła się zgrabnie zza drzewa i zastawiła swoim jestestwem drogę. Dobrze zbudowany, młody mężczyzna o naiwnym wyrazie twarzy ledwie wyhamował. Zatrzymał się dosłownie kilka centymetrów przed nią. Towarzyszący mu satyr najpierw rzucił jaki opryskliwy tekst, ale widząc niewiastę przed sobą, zaraz zmienił narrację.
- Uaaa… A pani… do kogo? – zapytał szarmancko, poprawiając ledwie istniejące włosy na głowie. Kitsune prawie wybuchła histerycznym śmiechem, ale na szczęście udało jej się opanować. Zakręciła nonszalancko loczek na palcu i zaczęła cisnąć takie kity, że aż miło, byleby zagadać tę dwójkę.
W międzyczasie Myst i Meliah zakradły się do skrzydlatego Pegaza, który musiał je wyczuć. Uśpiły go eliksirem nasennym, który przypadkiem Meliah miała ze sobą i który też nie ucierpiał w wybuchu w Sali Alchemicznej. Koń padł, pogrążony w słodkim śnie. To był znak dla Shairan. Wyszukała wzrokiem Anateę, która miała jej asystować.
Nastąpił brutalny atak z powietrza. Pole energetyczne, które harpia wytworzyła, odrzuciło satyra i chłopaka, jednocześnie ogłuszając ich na tyle skutecznie, żeby żółtooka mogła ich związać.
- No fajnie, co teraz z nimi? – zagadnęła Myst, wyjmując z włosów jakiś patyk. - Kto ich zataszczy?
Shairan wzruszyła ramionami.
- To chyba ja. Chociaż nie wiem, czy taką ilość pustostanu dam radę unieść. – spojrzała krytycznie na chłopaka. – Nie wiem, z czym Hades miał taki problem. Przecież to idiota.
Wspólnie ustaliły, że póki towarzystwo jest ogłuszone (i doprawione resztką eliksiru Meliah), trzeba je szybko przetransportować. Pegaza jednak zostawiły tam, gdzie spał.
Shairan zaklęła się na wszystkich znanych jej bogów, prosząc Trag’Oula o łaskę. Ta dwójka była tak ciężka, jakby próbowała unieść czterech Jamonów. Dziewczyny asekurowały ją od dołu, chociaż pewnie mało by to dało, gdyby faktycznie upuściła któregokolwiek z nich. W końcu udało im się dotrzeć do miejsca, które wcześniej wybrały na pozbycie się dowodów.
- O matko, okropieństwo. – mruknęła Kitsune, zasłaniając dłonią nos i usta. Pozostałe towarzystwo poszło w jej ślady, bo odór był nieznośny.
- Wysypisko śmieci to chyba najmniej honorowa śmierć, w dodatku oprawca może przekręcić się wcześniej niż ofiara. – powiedziała Meliah, krzywiąc się.
- Musimy się pospieszyć, zaraz eliksir przestanie działać i się obudzą.
Sprawdziły jeszcze raz, czy lina dobrze trzyma, po czym porzuciły typków. Szybko, niczym rozjuszone świnki morskie, które usłyszały szelest jedzenia, uciekły z wysypiska i udały się do siedziby Hadesa w Hadesie.
- Co to.. za zapach… - mruknął jeden ze stworków, chowając się za szatą swojego Pana. Już z daleka było je czuć, kiedy tylko przekroczyły próg królestwa umarłych.
Hades ostentacyjnie zatkał nos, kiedy kobiety zbliżyły się do niego, by złożyć raport.
- Panie Hadesie, misja wykonana. – powiedziały prawie chórem.
- Cel był wyjątkowo głupi. Obecnie śpi związany na wysypisku śmieci. – oznajmiła Myst znudzonym tonem.
Pan Umarłych chyba dopiero po chwili zajarzył. Najpierw jego niebieski płomień zabłysnął czerwienią, a potem rozlał się po jego ramionach.
- PRZECIEŻ MIAŁYSCIE GO ZLIKWIDOWAĆ!!!!
- Czujesz ten zapach? Byłyśmy tam dosłownie chwilę i śmierdzimy jakbyśmy się w szambie wytarzały. – westchnęła Anatea.
- Nie ma szans, że przetrwają. – dodała przekonująco Meliah.
Stopniowo Hades zaczął się uspokajać.
- To co, odeślesz nas teraz?
- Odeślę. – warknął. Zaczął się rozmywać, wraz ze swoim królestwem. Wszystko zlało się w wielką, ciemną plamę, miejscami rozjaśnianą przez oślepiające, białe światło.
- Dziewczyny!!!!
Głos Huang Hua przedzierał się do ich świadomości. Po chwili zobaczyły jej zmartwioną twarz, na tle ogromnego ogniska po wybuchu na ścianie.
- Co..Się stało?
- Kolejna mikstura wybuchła. – wyjaśniła Ewelein, która sterczała nad nimi zaraz za Huang Hua. Obecni byli też szefowie straży.
- Ta była tutaj od dawna i niestety przeterminowała się. Nie wiem, jakim cudem eksplodowała, ale chyba dlatego zemdlałyście.
- Mikstura…? Wybuchła? – powtórzyły bezmyślnie.
- Tak. Czujecie ten zapach? Tak śmierdzi, bo dawno zjełczała. Nie wiemy nawet, co to było. Musimy Was niezwłocznie zabrać do przychodni, bo mogłyście się otruć oparami.
Dziewczyny nie oponowały. Pozwoliły się zaprowadzić do skrzydła szpitalnego i zbadać. Wszystkie musiały pozostać na obserwacji do rana.
Wieczorem, kiedy Ewelein poszła już spać, a wszystkie światła zgasły, Meliah zagadnęła.
- Też wam się to śniło? Królestwo umarłych i to wysypisko śmieci.
Cztery głosy odmruknęły jej twierdząco.
- To było chore. Nigdy więcej nie szukajmy skrytek Eza.